Witajcie ;)
Lubicie gradienty? Ja uwielbiam. Kiedyś bardzo często robiłam zdobienia oparte na cieniowaniu, a ostatnio jakoś zaniedbałam tę metodę. Nic straconego, dziś pokażę wam jakie zdobienie nosiłam pod koniec wakacji, kiedy jeszcze 'miałam' paznokcie.
Dlaczego 'miałam'? No cóż, obecnie praktycznie nie mam paznokci, są obcięte na zero a nawet mniej, bo paznokieć na kciuku tak paskudnie mi się złamał, że pękł przez środek aż do połowy płytki. Muszę podratować go hybrydą żeby się zrósł, bo zahaczam o wszystko i boję się, że w końcu go zerwę.
Wracając do zdobienia, zdecydowałam się na połączenie czterech lakierów Sophin, ponieważ odcienie idealnie przechodzą od nudziaka do pomarańczu. Numery to (od najjaśniejszego: 87, 343, 344 i 335). Ogólnie bardzo lubię lakiery Sophin i wciąż często po nie sięgam, mimo skandalicznej polityki polskiego dystrybutora wobec mnie i innych blogerek.
Żeby nie było nudno, dodałam białe różyczki z płytki B.02 od B. loves plates i opalizujące cyrkonie, a na koniec pociągnęłam wszystko matowym topem GR. Całość bardzo mi się podobała choć ogólnie raczej nie przepadam za pomarańczem na paznokciach. Jednak to właśnie pomarańcz najbardziej kojarzy mi się z jesienią.