13 września

Moja włosowa historia.

Witajcie.

Dziś mam dla was specjalny post. Wiem, że temat zdecydowanie odbiega od mojego bloga, ale oprócz lakieromaniaczki drzemie we mnie włosomaniaczka. Chcę dziś opowiedzieć wam moją włosową historię. Nie obfituje w wiele wzlotów i upadków, prostownic, lokówek, spalonych i rozjaśnionych końcówek... Przygotujcie się na dużo czytania i zdjęć.. ;)


Zacznę moją włosową historię od początku. Jako dziecko miałam przepiękne blond włosy, niestety gdy tylko poszłam do szkoły, ściemniały dość znacznie. Do tej pory mam kilka jasnych pasemek w mojej czuprynie. Odkąd pamiętam, wszystkie ciocie mówiły mi, że mam "majątek na głowie" i współczuły mojej mamie...bo nienawidziłam mycia i czesania włosów. Podobno bardzo głośno protestowałam. Pielęgnacja musiała być ograniczona do minimum, bo ile można dręczyć dziecko, ale na pewno oprócz szamponu, mama stosowała różne "jedwabie" w spreju i jako wcierkę w końcówki, żeby się chociaż nie plątały. Nosiłam dość krótkie włosy (do ramion), dopiero przed Komunią zaczęłyśmy zapuszczać ;)


Do Komunii poszłam z loczkami, bo się na nie uparłam. Mama chciała jakiś delikatny warkocz, albo inną skromniejszą fryzurę, ale skoro koleżanki miały loczki, to ja też chciałam. Potem obcięłam włosy do ramion, ale szybko urosły. Co jakiś czas podcinałam właśnie na długość mniej więcej do ramion lub trochę za, cieniowałam końcówki albo nosiłam włosy obcięte na równo. To jedyne co zmieniałam w mojej fryzurze.


Na początku szóstej klasy byłam bardzo niezadowolona ze swojej fryzury (zdj. wyżej). Włosy proste jak druty, nie układały się jakoś sensownie, dodatkowo po obcięciu na prosto i wyrównaniu końcówek tworzyły jedną wielką szopę. Przy mojej małej i pyzatej twarzy wyglądało to bardzo niekorzystnie. 

Postanowiłam coś zmienić. To był okres, gdzie modne były fryzury 'emo', czyli grzywka na bok i mocno wycieniowane włosy po długości. Ja nie miałam na szczęście takich 'pejsów', bo miałam włosy ciut za ramiona, ale i tak miałam modną fryzurę i byłam z niej bardzo dumna, zwłaszcza, ze bardzo długo nosiłam się z tym zamiarem i poszłam sama do fryzjerki, bo mama była na kilkudniowym szkoleniu. Dla szóstoklasistki to było coś! :D A gdy zaraz po ścięciu włosów pobiegłam pochwalić się mojej przyjaciółce, powiedziała że wyglądam jak Joe Jonas. Ci którzy znają film Camp Rock powinny wiedzieć o jaką fryzurę chodzi.

Mniej więcej od tego czasu noszę grzywkę na bok, z dwoma epizodami z grzywką na prosto. Nieudanymi z resztą.


Tak mniej więcej wyglądałam całe gimnazjum. Dobrze czułam się w tej fryzurze, na większe okazje kręciłam sobie loczki na lokówce, ale to może łącznie 3 razy. Wtedy miałam mocno wycieniowane końcówki i całe włosy, więc taka zabawa wchodziła w grę. Lubiłam też wiązać je w koczka albo koński ogon z wypuszczonymi kosmykami przy twarzy. No i obowiązkowa grzywka na bok, tudzież grzywka emo!


W trzeciej klasie zainteresowałam się moimi włosami, bo zaczęłam zaglądać do Anwen. O dziwo zaczęłam czytać jej bloga zanim zaczęły się moje problemy. Bo właśnie wtedy się zaczęły. Trzecia gimnazjum była dość trudnym psychicznie okresem, co zaczęło się odbijać na moich włosach i samopoczuciu. W styczniu 2013 zauważyłam, że włosy mi bardzo wypadają. Miałam ich wtedy optycznie 'więcej', bo przestałam cieniować na całej długości, chciałam się pozbyć rozdwojonych końcówek. Mimo wszystko przeszkadzało mi to wypadanie, więc udałam się do dermatologa. Najgorsza pani dermatolog jaką spotkałam. Wyszarpała mi garść włosów, po czym stwierdziła, że wcale nie jest aż tak źle i zapisała mi suplementy, które niszczyły mnie od środka. Nie mam pojęcia, czy dawka była za mocna, czy coś, ale moje samopoczucie spadło do zera, nie wysypiałam się, nie miałam apetytu i jeszcze kilka zdrowotnych nieprzyjemności, o których nie będę pisać. Niezłe kombo przed egzaminem gimnazjalnym, prawda?

Jednak uparłam się, powiedziałam sobie, że nie zetnę włosów, będę walczyła. Pomogło mi o dziwo odstawienie suplementów, jakimś cudem włosy przestały lecieć. Tryb życia również ustabilizowałam, więc pewnie też dlatego. Do liceum poszłam z postanowieniem, że chcę zapuszczać włosy. Dodam, że w tym czasie udało mi się pokonać zakola (widoczne na zdjęciu), wystarczyło regularnie wcierać wodę brzozową z Isany ;)



Znalazłam jedno z nielicznych zdjęć z nieszczęsną grzywką na prosto, możecie się pośmiać.

Zaraz po rozpoczęciu liceum pojawił się kolejny problem. Od dziecka walczę z alergią, kilka razy miałam problem z liszajami na rękach i szyi, ale wtedy pojawiło się coś, z czym walczę do dziś - swędząca skóra schodząca mi płatami z tyłu głowy. Coś podobnego do łuszczycy, ŁZS i AZS, a w zasadzie wszystko na raz, bo każdy dermatolog mówi co innego. 

Radzili mi, żebym obcięła włosy, najlepiej na bardzo krótko, bo ciężko będzie dbać itp. Ale że jestem z natury uparta... obcinałam co jakiś czas 10 cm w ramach odświeżenia końcówek, ale nigdy nie obcięłam ich całkiem. Tutaj nie długość jest problemem, ale gęstość. Mój kucyk miał w porywach do 12 cm średnicy! Odkryłam moc olejowania włosów, choć niestety musiałam uważać żeby nie podrażniać chorej skóry. 

     
Powyżej możecie obejrzeć moje loki po koczkach ślimaczkach. Na tym etapie nie byłam już w stanie sama sobie zakręcić włosów lokówką, bo zbyt dużo i za długie. Polecam także papiloty z bawełnianych pasków (np. ze starej koszulki). Na obydwu zdjęciach mam ten sam kolor włosów, tylko w różnym świetle. Nigdy nie farbowałam i dopóki nie zacznę siwieć, to nie będę farbowała włosów.

Na przekór wszystkiemu udało mi się zapuścić włosy i kiedy zbliżałam się już do kamienia milowego -talii, wystąpił kolejny problem. Biorę leki na alergię, zwykle w okresie marzec-czerwiec. Jednak w 2015r. miałam tak silny atak, że musiałam przejść na sterydy i brałam je prawie cały rok. Niestety oprócz tego, że w krótkim czasie przybyło mi kilka kilogramów, to stan moich włosów pozostawiał wiele do życzenia. I tym razem się nie poddałam. Sojusznikiem w walce stał się olej kokosowy nakładany na włosy i skórę głowy.

Zawsze chciałam oddawać krew. Jednak, aż wstyd się przyznać, za każdym razem, gdy idę na badania, jestem bliska zemdlenia. Nie ma dla mnie nic gorszego niż widok krwi i igły. Może to śmieszne i płytkie z mojej strony, ale nie umiem tego zwalczyć na tyle, żeby oddać krew. W klasie maturalnej podjęłam decyzję. Po ostatnim egzaminie maturalnym ścinam włosy. Na początku chciałam obciąć 20-30 cm, ot tak, troszkę podcieniować, wrócić w pewnym sensie do fryzury z gimnazjum, choć troszkę dłuższej. Dopiero potem dowiedziałam się o akcji "Daj Włos" organizowanej przez fundację Rak'n'Roll. Skoro nie mogę oddać krwi, postanowiłam dać "od siebie" coś innego. Może włosy nie uratują czyjegoś życia tak jak mogłaby to zrobić krew, ale może peruka pomoże podnieść na duchu kobietę, która straciła swoje w wyniku chemioterapii. W końcu dobre samopoczucie również pomaga podczas terapii.


Jednak nie udało mi się obciąć włosów w maju, bo w czerwcu szłam z moim chłopakiem na wesele i zależało mi na efektownej fryzurze. Potem z kolei zgadałam się z koleżanką, że chciałabym pójść z nią na sesję zdjęciową, żeby mieć pamiątkę po włosach...a tak wyszło, że albo mnie nie było w domu, albo to ona wyjeżdżała... I tak koniec końców 30. sierpnia 2016r. obcięłam włosy. Dużo włosów.
Na zdjęciu wyglądają na przesuszone i w istocie końce takie są po załamaniu sterydowym, jednak od skalpu do talii włosy są już zdrowe. Poza tym przed oddaniem włosów nie można było potraktować ich odżywką, więc się spuszyły.


Razem z koniuszkiem wyszło 40 cm w warkoczu, czyli rozplątanych dużo więcej. Na początku chciałam oddać ok. 30, bo oddać można minimum 25 cm rozpuszczonych włosów. Doszłyśmy jednak razem z fryzjerką do wniosku, że może jednak lepiej oddać więcej i dać sobie trochę odpoczynku. I tak szybko odrosną, bo moje włosy rosną na prawdę w ekspresowym tempie.

 

Przepraszam za nietwarzowe zdjęcie, ale robiłam je na szybko po powrocie od fryzjera. Mniej więcej tak teraz wyglądam. Włosy do ramion, lekko wycieniowane końcówki. Da się je związać w kitkę, nawet jak się uparłam to jakiś koczek wyszedł ;) Teraz czekam i mam nadzieję, że zdążą mi odrosnąć do stycznia, bo mój ukochany ma wtedy studniówkę :D

Wszyscy pytają mnie czy nie żałuję, że obcięłam włosy. Pewnie że nie. I tak miałam ich już dosyć i długo czekałam na ten moment. Teraz na nowo będę je zapuszczała i jak na razie cieszę się, że są krótkie, bo wiem, że na pewno szybko odrosną. Po co mają smętnie tkwić na mojej głowie, skoro mogą się przydać komuś innemu?
Poza tym moja babcia straciła włosy dwukrotnie walcząc z rakiem. Ciocia co prawda nie straciła włosów, jednak przegrała walkę i nie ma jej już z nami. Chciałam w jakiś sposób uhonorować te dwie kobiety, które podziwiam i zrobić coś dla innych chorych. Mam nadzieję, że z moich włosów powstanie wspaniała peruka, dzięki której jakaś kobieta poczuje się lepiej.


Napiszę jakich kosmetyków używam, choć nie jest tego dużo ;)
Szampon: ze względu na problemy ze skórą używam Pharmaceris Puri Ichtilium przeznaczonego na łuszczycę  i czasem do dokładnego oczyszczenia Garnier Fructis Goodbye Damage albo Oil Repair 3, Farmona łopianowa, ewentualnie pokrzywowa.
Odżywka: Garnier Avokado i Karite, Oil Repair 3, Babcia Agafia - Balsam do włosów z maliną moroszką,
Maska: Kallos Latte, Biowax Drogocenne Oleje albo Aloesowa, Ziaja z ceramidami;
Oleje: przede wszystkim kokosowy (jest tak delikatny, że nie podrażnia chorej skóry), rycynowy, Alterra papaja i migdał, czasem lniany.
Wcierki: woda brzozowa Isana, ale tylko w stanach krytycznych (jak walka z zakolami), potem odstawiłam, genialnie odświeża włosy, ale to jednak alkohol i boję się, że mnie podrażni.
Jedynym suplementem jaki stosuję jest herbata z pokrzywy i skrzypu ;)

Moja pielęgnacja jest bardzo minimalistyczna. Kiedyś używałam różnych kosmetyków, stawiałam na szampony bez SLS/SLES, roślinne, bez silikonów, parabenów itp, ale moje włosy były wtedy okropne, szorstkie, niezdyscyplinowane, nie chciały się rozczesywać, były szare i brzydkie. Od czasu do czasu używam nawet suszarki, ale to raczej zimą, jak muszę gdzieś wyjść i nie mam czasu czekać aż wyschną. Bo jak już nasiąkną, to długo im schodzi ze schnięciem (uroki włosów niskoporowych). Nie jestem więc ortodoksyjną włosomaniaczką, co nie zmienia faktu, że jestem świadoma, czytam składy i staram się dobrać najlepsze dla moich włosów i skóry.

Może nie jest to tak pasjonująca historia jak te prezentowane w cyklu MWH u Anwen, ale mam nadzieję, że zainteresuje was historia moich włosów. Są tu jakieś włosomaniaczki?
Może planujecie w najbliższym czasie jakąś drastyczną zmianę fryzury? A może zamiast znów podcinać po 2-3cm lepiej się wstrzymać i po roku oddać 25?
Pozdrawiam serdecznie.
Owidia



22 komentarze:

  1. Ja od x lat chodzę do fryzjera co rok albo dwa. Włosy ścinam do ramion jak nie krócej, a ścięte włoski oddaje na cele charytatywne :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła oddać włosy jeszcze raz ;)

      Usuń
  2. oh wow, że miałaś takie długie włosy! mi najdłuższe jakie udało się zapuścić były tak mniej więcej do połowy pleców, ale musiałam często je przycinać, bo się bardzo rozdwajały, ale za to kręciły się jak szalone. potem stopniowo zaczęły się prostować same, ale zaczęły wypadać, okazało się, że mam problemy z tarczycą, teraz już jest ok, ale po maturze włosy ścięłam i mam mniej więcej takiej długości jak ty teraz, ale rosną w miarę szybko.
    i podziwiam, że oddałaś tyle włosów! ja też słyszałam już o tej akcji, u nas w szkole nawet przyjeżdżały pani, które obcinały, ale zawsze moje włosy były za krótkie, żeby oddać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczą się chęci ;) współczuję problemu z tarczycą, jak widać wiele chorób odbija się na kondycji włosów :(

      Usuń
  3. Zazdroszczę, że tak szybko Ci rosną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, czasem wolałabym żeby rosły troszkę wolniej ;D ze względu na to, że są gęste nie wchodzi w grę np. podcięcie grzywki w domu, bo sobie jej nie wycieniuję sama :( a rośnie jak szalona :D

      Usuń
  4. Włosomaniaczką nie jestem, natomiast staram się dbać o włosy, żeby wyglądały przyzwoicie - co bywa dość ciężkie przy włosach puszących się, mocno falowanych ;-) Miałam taki czas, że fryzjera omijałam szerokim łukiem i wszystko robiłam "sama" (ew. mama mi pomagała) - sama sobie cieniowałam włosy, podcinałam końcówki, robiłam ombre. Mama mi pomagała farbować włosy. W końcu raz gdy uparłam się na rozjaśnienie, które bardzo nie wyszło musiałam ratować się fryzjerem i od tego czasu przeprosiłam się z tą instytucją ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób ma trochę taką fobię fryzjerową ;) ja praktycznie od zawsze chodzę do tej samej fryzjerki, chociaż kilka razy zetknęłam się z tzw "fryzjerskim 2 cm", to mam do niej zaufanie, bo w 99% jestem zadowolona z efektu końcowego. Sama nie dałabym rady, bo mam zdecydowanie zbyt gęste włosy :(

      Usuń
  5. Podziwiam i gratuluję! Ja całe życie Marzyłam o tak długich, żeby zasłaniały cycki xD wyhodowalam sobie takie i w zasadzie już od długości do łopatek były dla mnie utrapieniem. Mam słabe i cienkie włosy a taka długość je dobila. Wyciafalam 3 garści włosów dziennie! Jak tylko dobilam do wymarzonej (już znienawidzonej) długości włosów to scielam do ramion. Teraz wyciągam 2 garści na tydzień i jest mi dużo lepiej. Chociaż lubialam siebie w długich włosach to nie lubialam ich mieć, if you know what I mean ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ;) pewnie że rozumiem :D sama tak miałam, teraz patrzę na zdjęcia i się zachwycam jak piękne były, a gdy miałam je "na sobie", to przy każdym czesaniu krzyczałam, że ich nienawidzę :D u mnie pierwszym kamieniem milowym było "za cycki", potem "do talii", aż w końcu postawiłam sobie trzeci cel - "do pasa" ;)
      Dużo zależy od włosów, skoro długość działa na ich niekorzyść to nie ma sensu na siłę zapuszczać ;) ładnemu we wszystkim ładnie ;)

      Usuń
  6. używam wielu z Twoich produktów, piękne włosy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ;) mam nadzieję, że dobrze ci służą ;)

      Usuń
  7. Bardzo ładne są twoje włosy: gęste!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo ;) gęste, gęste, a w dodatku grube :D

      Usuń
  8. Ale masz teraz piękne włosy i w ogóle śliczna z ciebie kobieta :)
    Proszę o jeden klik TUTAJ dzięki ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdroszczę włosków. Zawsze marzyłam o długich, ale nie jest mi dane. Od 1.5 roku walczę z wypadaniem z powodu stresu. Została mina oko 1/3 włosów :/ mój kitek nie ma nawet 1cm.. ale jakoś powoli do przodu. Tak to już jest z ciężkimi przeżyciami. Mocno się odbijają na zdrowiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i jak już się wszystko ułoży, to i stan włosów się poprawi.. trzymaj się kochana! :*

      Usuń
  10. wspaniałe włosiska miałaś :) szkoda, że ścięłaś, ale akurat włosy szybko odrastają, więc nie ma co płakać :D
    ja też zostałam hojnie obdarzona przez naturę, najdłuższe jakie miałam, ścięłam w pierwszej klasie gimnazjum, a sięgały daleko za pośladki ;) później cały czas je ścinałam i kombinowałam z długością, ale jednak z powrotem wróciłam do długich - dobrze, że szybko rosną :D obecnie są do pasa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jej, gratuluję długich włosów! na pewno niejedna dziewczyna ci zazdrości ;)

      Usuń
  11. Piękne miałaś włosy, aż szkoda ścinać, ale na taki cel zdecydowanie warto :) przyznam, że zmotywowałaś mnie tym wpisem do większego dbania o swoje włosy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę kogoś zmotywować <3

      Usuń