Ze względu na Walentynki luty jest uważany za miesiąc miłości. Ja za tym dniem nie przepadam, bo jak dla mnie to kiczowate i komercyjne święto, kiedy nie da się nigdzie wyjść, bo w restauracjach jest pełno ludzi, a przed kinami tłoczą się tłumy kobiet, które piszczą z radości, bo właśnie emitują kolejną odsłonę Greja, czy tam innej szmirowatej komedii romantycznej (i ich znudzeni małżonkowie, którzy z cierpiętniczą miną znoszą seans, no bo Walentynki, więc wypadałoby zabrać Grażynkę na randkę, choć woleliby obejrzeć jakieś kino akcji niż te babskie filmy).
Ja uważam że miłość powinniśmy okazywać sobie cały rok. Kwiaty, kino czy wyjście na randkę można zorganizować każdego innego dnia, a nawet powinno się robić to częściej niż raz do roku, akurat tego 14. lutego.
Ja się tu wymądrzam, a prawda jest taka, że my swoje prywatne święto miłości obchodzimy w Dzień Singla, czyli 15. lutego. A mało brakowało, bo 7 lat temu mieliśmy zobaczyć się właśnie w Walentynki. Gdyby nie to, że musieliśmy przenieść spotkanie na następny dzień, usłyszałabym pierwszą miłosną deklarację w święto, za którym tak nie przepadam :D
Uwielbiam wszelkie projekty i wyzwania paznokciowe, choć nie wszystko udaje mi się robić na czas. Gdy tylko zobaczyłam, że Malinaila organizuje walentynkowy projekt, postanowiłam wziąć udział.
Najbardziej podoba mi się to, że tematy można rozumieć na wiele sposobów, nie ma ścisłych reguł i terminów. W końcu projekt ma być zabawą ;) Wszystkie tematy zobaczycie na instagramie Weroniki, klik!
Dopiero w momencie publikowania posta zauważyłam, że nieświadomie wybrałam tę samą płytkę, co do twin mani, które wykonałyśmy z Malinailą we wrześniu! Co za zbieg okoliczności!
Ja od razu wiedziałam, że moją miłość do stempli będę wyrażała właśnie przy pomocy tej płytki i produktów B. loves plates. Bo cóż może być piękniejszego niż marka, która powstała z pasji i miłości do stemplowania? Płytka B.00 rainbows and unicorns powstała na 3 urodziny marki i zawiera w sobie wszystko co co się z nią kojarzy, czyli firmowe serduszka, lakiery, jednorożce i tęczę.
Oprócz płytki, użyłam też dwóch lakierów do stempli od B. loves plates: białego B. an arctic snow i różowego glitteru B. beautiful.
W tym zdobieniu połączyłam 3 techniki stemplowania, czyli zwykłe stemple (białe błyski), double stamping (napisy) i reverse stamping (lakier). W zdobieniu dzieje się bardzo dużo, ale właśnie w ten sposób chciałam wam pokazać jak bardzo uwielbiam stemple i ile można z nimi zdziałać.
Jako tło pod zdobienie posłużył mi lakier Kiko Milano 022, który przywiozłam sobie razem z dwoma innymi z wycieczki z Kolonii. Zakochałam się w lakierach Kiko, gdy założyłam bloga i oglądałam je na zdjęciach innych bloggerek. Miały piękne kolory i ciekawe wykończenia. Po tym jak przywiozłam sobie jeden z Włoch, a drugi dostałam w ramach nagrody w jakimś konkursie, nabrałam ochoty na więcej. Niestety nie było mi po drodze ze sklepem stacjonarnym, a z zamówieniem internetowym coś było nie tak i nie mogłam zamówić sobie więcej.
Byłam więc wniebowzięta, jak zobaczyłam sklep Kiko w Niemczech. A tu taka niespodzianka - zmiana buteleczek. Była promocja, kupiłam więc 3 na próbę, choć wykończenia i kolory nie były już tak piękne jak w tych starszych seriach.
No i się zawiodłam. Po pierwsze nie leży mi ten kolor. Jest zbyt zimny do mojej karnacji i mam wrażenie, że moje ręce są lekko sine, choć na zdjęciach aż tak tego nie widać. Kolor to moja wpadka, więc nie powinnam narzekać. Jest jednak wiele innych minusów. Krycie to porażka, po 3 warstwach nadal mamy prześwity i smugi. Dzieje się tak przy wszystkich 3 kolorach (mam jeszcze kobalt i buraczkowy). Konsystencja jest bardzo lejąca i spływa na skórki. Nie mają tak lśniącego wykończenia jak poprzednia seria. Jedyne co mogę pochwalić to czas wysychania, bo jest przyzwoity, choć nie ekspresowy. Trwałości nie ocenię, bo nosiłam go z topem i po 3 dniach zmyłam.
Ogólnie nie polecam już lakierów Kiko. Chyba że macie inne doświadczenia to chętnie poczytam ;)
Przy okazji, chciałam wam kogoś przedstawić. Nie wiem czy już się Wam chwaliłam moim pieprzykiem przy kciuku. Pojawił się w tym miejscu około 1.5 roku temu i bardzo się polubiliśmy. Na większości zdjęć go jednak nie widać, bo się chowa. Może jednak będę go Wam częściej pokazywać ;)
Lovely manicure :-D
OdpowiedzUsuńŁadnie wyszły :)
OdpowiedzUsuń