Wiele kosmetyków było już przebranych, więc zdecydowałam się na tylko jeden lakier.
Jest to odcień nr 58, nosi tytuł frozen queen. Kosztował niecałe 6 zł, a jego pojemność wynosi 5ml.
Ma bardzo słabe krycie, po dwóch warstwach wciąż zostają prześwity, ale bałam się nałożyć trzecią warstwę, bo był dość miękki, malowałam paznokcie ok. 1,5h przed snem, a rano widziałam odgniecenia. Choć pierwsza warstwa schnie szybko. Trwałość też nie jest jego mocną stroną, bo na drugi dzień wieczorem były starte końcówki, a na trzeci dzień dość widoczne odpryski.
Co do koloru: hmm.. takie dziwadełko. Malując pierwszą warstwę widać było różowawe przebłyski, po pomalowaniu jeszcze jednej już ich nie było. W świetle było widać błękitne błyski, w cieniu stalowoszary kolor, jak buteleczka na zdjęciu.
Na zdjęciu widać jego słabe krycie i mazy. Jak zaczął odpryskiwać to pomalowałam go pękaczem od Wibo. Lepiej się prezentuje :)
Wypróbuje inne lakiery Essence, chociaż ten mnie trochę rozczarował. Chociaż tak sobie myślę, że może nadawałby się na top coat, jeśli chciałoby się nadać lakierowi metalicznego blasku. Nie zaszkodzi spróbować.
Moja ocena: 3+
Witam, ja mam typowe top coat Essence i są mega trwałe, to muszę im przyznać. No i oczywiście tanie, wobec tego można sobie pozwolić na kupowanie i testowanie :)
OdpowiedzUsuńTwój kolorek faktycznie jakby niedookreślony, ale dzięki temu dość oryginalny. :)
Pozdrawiam Cie serdecznie
Mimo, że wolę takie bardziej 'określone' to mnie ten też przypadł do gustu, mimo że trwałość mnie zawiodła :)
OdpowiedzUsuń